Kiedy trwały zapisy na mój kurs online o porodzie, spotkałam się z komentarzami, że namawiam kobiety do ryzykowania zdrowia dziecka i rezygnacji z cięcia cesarskiego. To oczywiście nie jest prawda, postanowiłam jednak zająć się tą kwestią szerzej i opowiedzieć Wam, jak to jest z tymi cesarkami. Czy każde cesarskie cięcie ratuje zdrowie lub życie? Czy Twój poród zależy tylko od czynników zdrowotnych i losowych? Czytaj dalej!
Czy cesarskie cięcie jest potrzebne?
Oczywiście, że cesarskie cięcie jest czasem potrzebne i ma swoje miejsce w systemie opieki nad kobietą w porodzie. To wspaniale, że zostało wymyślone i jest wciąż dopracowywane tak, żeby niosło jak najmniejsze ryzyko dla matki i dziecka.
Jednak cesarskie cięcie jest poważną operacją brzuszną – czy nam się to podoba, czy nie. I tak, jak każda operacja, niesie za sobą różnorakie ryzyka. Tu odzywają się często osoby, które błędnie klasyfikują mnie jako „przeciwniczkę cesarek” – „poród naturalny to też jest ryzyko!!!”. Tak, jasne. Zgadzam się z tym. Żyjemy, a życie niesie za sobą ryzyko. Być może o tym nie myślisz (i dobrze, chyba bym zwariowała, gdybym to ciągle miała w głowie!), ale wsiadając za kierownicę samochodu, wystawiasz się na ryzyko. Idąc do sklepu po bułki, wystawiasz się na ryzyko. Lecąc na wakacje na Kanary też wystawiasz się na ryzyko. Tak samo poród naturalny niesie za sobą pewne ryzyko komplikacji.
Badania pokazują jednak czarno na białym: cięcie cesarskie stanowi wyższe ryzyko komplikacji dla matki, dziecka, a także następnych dzieci danej kobiety niż poród naturalny.
Cesarskie cięcie w Polsce i na świecie
Według raportu Fundacji Rodzić po Ludzku z 2017 roku, w Polsce już 43% porodów odbywa się przez cesarskie cięcie – 43%, naprawdę! To strasznie dużo nawet na pierwszy rzut oka, prawda? Czy naprawdę niemal połowa kobiet nie daje rady urodzić i w efekcie trzeba ratować życie jej lub dziecka?
Do 2010 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zalecała, aby odsetek cięć cesarskich w żadnym kraju nie przekraczał 10-15%. Stoi to w jawnej sprzeczności z niechlubnym polskim wynikiem, ale też z wynikiem ogromnej większości krajów uprzemysłowionych. W niektórych szpitalach w krajach Ameryki Południowej czy Stanów Zjenoczonych odestek cesarskich cięć wynosi nawet 99%! Już od dawna badacze wskazują na fakt, że im bardziej odsetek cięć cesarskich zbliża się do rekomendowanych 10%, tym mniej jest śmierci okołoporodowych – zarówno dzieci, jak i matek. Od zeszłego roku trwa dyskusja na temat statystyk śmierci okołoporodowej matek w Stanach Zjednoczonych. Okazało się bowiem, że w Stanach na 100 000 porodów żywych dzieci umiera aż ponad 26 kobiet! W dodatku, podczas gdy poziom ten w innych krajach rozwiniętych systematycznie spada, w USA od 2000 roku… rośnie.
Dla porównania, np. w Finlandii, gdzie odsetek cięć cesarskich wynosi około 16,2%, umierają mniej niż 4 kobiety na 100 000 porodów żywych dzieci. Niezwykle ciekawe i dające do myślenia są statystyki z The Farm w Tennessee, miejsca zamieszkania i pracy położnej-legendy Iny May Gaskin, do której przyjeżdżają kobiety w ciąży z całych Stanów Zjednoczonych, żeby urodzić na swoich warunkach i bez interwencji, odesetek cięć cesarskich wynosi 1,7%. Ogromna różnica, prawda?
W 2010 roku WHO wycofało się ze swojej rekomendacji, twierdząc, że „najważniejsze, aby każda kobieta, która tego potrzebuje, miała umożliwione cesarskie cięcie”. Obawiam się, że jest to wylewanie przysłowiowego dziecka z kąpielą: zamiast zalecić wdrażanie (doskonale udokumentowanych w badaniach naukowych) praktyk mających na celu wspieranie kobiet rodzących tak, żeby cesarskie cięcie było potrzebne jak najrzadziej, światowy autorytet w dziedzinie zdrowia wycofuje się z użytecznego wskaźnika, do którego mogły dążyć szpitale…
Skąd ten niebotyczny odsetek cesarskich cięć?
Można na to pytanie odpowiedzieć bardzo krótko, bo jednym słowem: INTERWENCJE.
Jak wykazują raporty Fundacji Rodzić po Ludzku, a także liczne analizy, książki i badania naukowe, głównym winowajcą skandalicznie wysokiego odsetka cięć cesarskich jest niepotrzebna medykalizacja ciąży i porodu. Zależność w uproszczeniu wygląda tak: im więcej interwencji medycznych w ciążę i w poród, tym więcej cesarskich cięć.
A jednak z jakichś powodów (m.in. rutyna, pośpiech, brak indywidualnego podejścia, „porządek”, silnie zakorzenione w kulturze schematy, takie jak patriarchat, brak zaufania do kobiet i ciała, a w związku z tym odbieranie nam poczucia sprawczości – ale to już temat na inne opowiadanie) wiele osób spośród personelu medycznego upiera się przy systematycznym zwiększaniu poziomu interwencji w poród. Pomimo, że jest na wszystkie strony zbadane i udowodnione, że niepotrzebne interwencje zwiększają śmiertelność i problemy zdrowotne wśród kobiet i dzieci, czyli w efekcie całego społeczeństwa! W ten sposób powstaje unnecaesarean (gra słów łącząca w sobie słowa „niepotrzebna” i „cesarka”).
Różne drogi do niepotrzebnej cesarki
Skalę zjawiska niepotrzebnych cięć cesarskich doskonale obrazują najnowsze badania naukowe. Badaczka Neel Shah, lekarka, adiunktka położnictwa, ginekologii i biologii reprodukcyjnej w Harvard Medical School dogłębnie przeanalizowała dane dotyczące cesarskich cięć na całym świecie. Wyniki jej badań pokazują jasno: największym czynnikiem ryzyka zakończenia porodu przez cięcie cesarskie jest szpital, który wybiera kobieta.
Owszem, cukrzyca ciążowa, wiek kobiety, nadwaga, czynniki położnicze itp. podnoszą ryzyko wykonania cesarskiego cięcia, ale żadna z tych rzeczy nie miała aż takiego znaczenia jak wybór szpitala. Było to niezależnie od stopnia referencyjności placówki (który określa stopień wyspecjalizowania w patologii i przygotowania na przyjmowanie bardzo trudnych porodów i chorych noworodków) i czynników społeczno-regionalnych.
Innymi słowy, im bardziej ustandaryzowane, a mniej skoncetrowane na konkretnej rodzącej kobiecie i jej dziecku są zwyczaje panujące w danym szpitalu, w tym im więcej rutynowo stosowanych interwencji, tym wyższe ryzyko cięcia cesarskiego dla każdej konkretnej kobiety, niezależnie od stanu jej zdrowia i ciąży.
W jaki sposób interwencje powodują cięcie cesarskie?
Droga do wykonania w gruncie rzeczy niepotrzebnego cesarskiego cięcia może być różna w zależności od sytuacji, kobiety, szpitala. Jak już wiemy, głównym winowajcą są niepotrzebne interwencje. One z kolei stwarzają komplikacje, które nie pojawiłyby się w przebiegu porodu fizjologicznego bez interwencji (tzw. komplikacje jatrogenne, pojawiające się w wyniku interwencji, które teoretycznie miały komplikacjom zapobiegać). W wyniku tych komplikacji konieczne staje się cesarskie cięcie, którego można było uniknąć. Zwykle dzieje się tak z jednego z dwóch powodów.
Po pierwsze, działania te mogą powodować stres dziecka widoczny w zbyt dużych spadkach lub wahaniach tętna. Po drugie, działania te mogą powodować stres matki, a w konswekwencji brak postępu porodu. Czynniki te mogą też wystąpić równocześnie i przeplatać się – matka i dziecko w oczywisty sposób wpływają na siebie nawzajem.
Poród to skomplikowany proces, który opiera się na delikatnej równowadze hormonalnej oraz ścisłej współpracy matki i dziecka. Podstawą równowagi hormonalnej jest to, czy kobieta czuje się bezpiecznie. Jeśli kobieta się stresuje, poród zwalnia. W związku z tym może zostać ogłoszony „brak postępu porodu”, który jest sztucznym, książkowym tworem. Wspomniana wcześniej Ina May Gaskin celnie nazywa to zjawisko „brakiem postępu w cierpliwości” (w oryginale „failure to progress” w porodzie to według Gaskin „failure to wait”).
Podstawą współpracy matki i dziecka jest zaś swoboda ruchu kobiety i atmosfera sprzyjająca kontaktowi z własnym ciałem. Kiedy kobieta samodzielnie wybiera pozycję i rodzaj ruchu w czasie porodu, słuchając swojego ciała, doskonale współpracuje z dzieckiem i zapewnia mu najwygodniejsze „przejście”. Udowodniono, że pozycja wybrana przez kobietę jako ta najmniej bolesna i najwygodniejsza w danym momencie porodu to jednocześnie najkorzystniejsze ułożenie z punktu widzenia rodzącego się dziecka.
Co konkretnie zwiększa ryzyko niepotrzebnej cesarki?
Poniższa lista zawiera przykładowe czynniki zwiększające ryzyko unnecaesarean w ciąży fizjologicznej. Warto zaznaczyć, że duże znaczenie ma ich współwystępowanie, czyli im więcej tych czynników na raz, tym wyższe ryzyko cesarki. Cesarskie cięcie jest też często wynikiem tak zwanej kaskady interwencji, kiedy jedna interwencja pociąga za sobą następną, i następną, aż kończy się – wtedy już potrzebną – cesarką.
- Ciągły zapis KTG w czasie porodu
- Kroplówka z oksytocyną na przyspieszenie lub wywołanie porodu
- Nakaz leżenia w łóżku lub inny rodzaj ograniczania swobody ruchu rodzącej kobiety
- Aktywne prowadzenie porodu (np. „nakaz” rozwierania szyjki macicy w tempie 1 cm na godzinę)
- Pozycja leżąca na plecach, szczególnie podczas parcia
- Ograniczenia dotyczące obecności osób towarzyszących
- Znieczulenie zewnątrzoponowe
- Zakaz korzystania z wody (prysznic, wanna itp.)
- Zakaz jedzenia i picia
- Nieuprzejme zachowanie w stosunku do kobiety rodzącej, brak poszanowania jej intymności, niedelikatność
- Obecność obcych osób postronnych (do porodu fizjologicznego potrzebna jest położna i… to wszystko)
- Jaskrawe światło w pomieszczeniu
- Głośne rozmowy
- Częste, w szczególności niedelikatne badania wewnętrzne
- Chłód na sali porodowej
- …i wiele innych.
Warto pamiętać, że w omawianym przypadku problemy z tętnem u dziecka czy wyczerpaniem matki są konsekwencją działań personelu szpitalnego, a nie pojawiającym się nagle losowym czynnikiem zdrowotnym. Oczywiście, wiele z wymienionych powyżej interwencji ma swoje zastosowanie w konkretnych sytuacjach położniczych i bywają sytuacje, w których są one pomocne. Inne natomiast są łatwe do uniknięcia i warto o to zadbać niezależnie od przebiegu porodu, np. stworzenie w sali porodowej atmosfery jak najbardziej domowej i przyjaznej (unikanie chłodu, jaskrawego światła, nieuprzejmości, głośnych rozmów, nerwów, głośnych dźwięków maszyn zamiast muzyki itd.).
Jak uniknąć niepotrzebnej cesarki?
To dla mnie chyba najtrudniejsza rzecz do zrozumienia w mojej pracy – dlaczego dokładnie te osoby, którym ufamy, że pomogą nam dobrze urodzić, działają tak często przeciwko kobietom…? Przecież ta wiedza jest na wyciągnięcie ręki dla każdego – jedyne, co ja zrobiłam, żeby wejść w jej posiadanie, to naprawdę bardzo dużo czytałam i edukowałam się na inne sposoby.
I to jest moja odpowiedź na pytanie „jak mogę uniknąć niepotrzebnej cesarki?”. Nie musisz jeździć na konferencje ani stać się od razu ekspertką od porodu. Ale czytaj. Zadawaj pytania. Bądź krytyczna i upierdliwa. A przede wszystkim – weź odpowiedzialność za swój poród. Nie oddawaj najważniejszej chwili w swoim życiu na łaskę i niełaskę obcych ludzi. Pamiętaj: TO TY DECYDUJESZ. MASZ TĘ MOC 🙂
Zdrowa kobieta potrzebuje do urodzenia dziecka przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa i swojej wewnętrznej siły, przy czym dla każdej kobiety te rzeczy mogą oznaczać coś innego. Ważne jest, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że zostawienie kobiety w spokoju podczas porodu to to, co pomoże jej najbardziej. Oczywiście, ona sama musi być gotowa na to, że nikt nie „urodzi za nią” – a to czasem jest duża praca do wykonania nad swoim nastawieniem do porodu jeszcze w czasie ciąży.
Na przestrzeni ośmiu lat wspierania i edukowania kobiet spotkałam się z ogromną masą historii, w których zadziałał mechanizm opisany w poście. Takie porody nie zawsze kończą się cesarskim cięciem – może to być inna poważna interwencja, jak np. próżnociąg. Jedno w tych historiach jest uniwersalne: kobieta czuje, że ten poród nie należał do niej. Opowiadając o swoim porodzie, używa pasywnego języka: „zrobiono mi”, „położyli mnie”, „dali mi”, „zabrano mi”. Bardzo rzadko uważa swój poród za dobre, wzmacniające doświadczenie pełne mocy.
Marzę, że pewnego dnia każda kobieta będzie miała całkowitą swobodę wyboru w sprawie swojego porodu. Marzę, że unnecaesareans po prostu przestaną istnieć, a cięcie cesarskie wróci na swoje właściwe miejsce – operacji ratującej życie i zdrowie dzieciom i mamom, którzy bez tej interwencji byliby w faktycznym, a nie spowodowanym przez szpital, niebezpieczeństwie…
A jak to było u Ciebie? Słyszałaś kiedyś o tym, że wymienione działania mogą mieć wpływ na ryzyko wykonania cięcia cesarskiego? Daj znać w komentarzu!