Przejdź do treści

Wszystko jest kwestią organizacji

  • przez

No wiem, że ostro przeginam z tym tekstem… ???? Ciekawi mnie, czy usłyszałaś to kiedyś? Zwierzyłaś się, jak trudno Ci ogarnąć rzeczywistość z pracą, przedszkolem, dzieckiem, które OCZYWIŚCIE, że tylko w domu i tylko do Ciebie prezentuje swoje najgorsze możliwe zachowania (i ch… Cię w tym momencie obchodzi, że to oznaka tego, że się przy Tobie bezpiecznie czuje – wolałabyś czasem to bezpieczeństwo zamienić na NIEdoświadczanie tych jazd, nie mów, że nie… Ja w każdym razie miałam tę myśl dziesiątki razy przy moich okazach), nie mówiąc już o wieczornej rutynie (przeczytałam dziś tweeta, w którym jakiś tata mówił, że jego czterolatek zaczął się ostatnio interesować przeklinaniem i wczoraj nazwał bedtime routine „a fucking crisis”… śmiałam się z tego głośno oraz dość histerycznie jako mama jednego dziecka, które w wieku pięciu lat brało samo prysznic i ubierało się w piżamkę jak tylko poprosiłam, po czym następowała godzina przytulonego czytania książki ORAZ dwóch córek, które przyszły po nim i całkowicie, doszczętnie zburzyły moje nadzieje na łagodne przejście z popołudnia w noc – dość powiedzieć, że od z grubsza dziewięciu lat wszystkie wieczory BEZ choć jednego „NIE BĘDĘ MYĆ ZĘBÓW!!!” i spierdzielania na drugi koniec domu w moim życiu to były wieczory, w których a) nie było dzieci w domu, b) nie było mnie w domu tudzież c) machnęłam ręką na pierdolone mycie zębów). Okej, to było bardzo dużo przekleństw jak na jeden akapit newslettera. Czekaj, odetchnę.

No więc może się tak zdarzyło, że usłyszałaś sakramentalne „przecież to po prostu kwestia dobrej organizacji” – na przykład zwierzając się komuś z tego, jak Ci trudno w codzienniej macierzyńskiej logistyce. Pomijając już fakt, jak masakryczne jest to stwierdzenie jako odpowiedź na czyjeś podzielenie się trudnością – chcę głośno i wyraźnie powiedzieć: NIE, TO NIE JEST WYŁĄCZNIE KWESTIA, KURWA, ORGANIZACJI (no nie wiem, jakoś dzisiaj będę ewidentnie kląć). Bronię tej prawdy jak lwica od kiedy sama sobie pozwoliłam dostrzec, że naprawdę niezależnie od tego, jak bardzo się staram, mój niemowlak nie zaśnie jak nie będzie chciał spać, przedszkolak nie odmówi sobie urządzenia sceny z wierzganiem i wrzeszczeniem na podłodze sklepu, jeśli akurat targają nim takie, a nie inne emocje („odmówi sobie” to, oczywiście, żarcik – ta reakcja, kiedy występuje, naprawdę jest w tamtym momencie jedyną dziecku dostępną strategią poradzenia sobie, czy nam się to podoba, czy nie, ech ech), trzecioklasistka nie będzie miała większej ochoty na zrobienie zmywarki, i tak dalej. Jest NAPRAWDĘ wiele rzeczy, na które nie mamy wpływu – czy to w macierzyństwie, czy w pracy, czy w związku, czy w innym obszarze życia – i już. Tak po prostu jest i możemy to jedynie zaakceptować Wiesz, jak wielką zwolenniczką szukania wszędzie wpływu i odpowiedzialności osobistej jestem – a jednak to również mówię ze stuprocentowym przekonaniem: tam, gdzie nie masz wpływu, nie zaczniesz go mieć, kiedy będziesz się bardziej starać. No nie i już.

Dlatego tak bardzo potrafiłam się w przeszłości pozłościć, na przykład kiedy popularna blogerka Segritta wydała poradnik dla rodziców, w którym kilkukrotnie pada zdanie „macierzyństwo nie jest wcale takie trudne!” (i inne w ten deseń), będąc mamą jednego dziecka, wtedy bodajże okołodwulatka, i przyznając, że ma partnera o wolnym zawodzie, nianię zatrudnioną na etat i że nie gotuje, bo nie umie i nie lubi, więc dobrze, że mieszka z mamą, która gotuje dla wszystkich posiłki (jeśli masz akurat tę książkę na półce i chcesz mi w tym momencie dowieść, że przesadzam, to uprzedzam – jest bardzo możliwe, że mój oburzony kawałek na przestrzeni lat tę opowieść lekko ubarwił 😉 ). My point is: tak, taka osoba może sobie chrzanić, że „wszystko jest kwestią organizacji”, gdyż w jej życiu pewnie tak jest. Tylko, że warunki tego jej życia są tak skrajnie nieprzystające do warunków życia większości matek, które znam prywatnie i zawodowo, ze mną na czele, a o macierzyństwie w pierwszym roku życia dziecka człowiek dowiaduje się wprawdzie COŚ, ale no umówmy się… nie aż tak znowu wiele, żeby na tej podstawie pisać doradcze książki dla innych. Moim zdaniem postawa pt.: „wszystko jest kwestią organizacji” to objaw braku empatii i bardzo ograniczonej wyobraźni, ślepej na zawsze prawdziwe hasło – „you never know the whole story„.

No to wyobraź sobie, jakież było moje zdziwienie, kiedy w zeszłym tygodniu złożyły się w mojej głowie w całość różnorodne puzzelki, wpadające tam na przestrzeni minionych miesięcy i złożyły się w taki obrazek, że odkryłam, co następuje: DO ZUPEŁNIE NIEDAWNA SAMA TO SOBIE ROBIŁAM. Sama siebie traktowałam tak, jak gdyby wszystko było kwestią organizacji i jak tylko się bardziej postaram, tu przesunę, tam zaplanuję… jak tylko rozmontuję ten schemat, przepracuję to przekonanie… to…co? To wreszcie… będę NORMALNIE funkcjonować. będę mogła pracować tyle co inni, tak jak inni. będę się więcej bawić z dziećmi. osiągnę więcej w biznesie. doprowadzę wreszcie do wydania mojej książki. będę codziennie pisać następną. szybciej ureguluję sprawy finansowe. będę częściej sprzątać. będę mniej wpadać w meltdown. będę, jednym słowem, NORMALNIEJSZA. bardziej nadająca się do życia w „prawdziwym świecie”. do bycia przyjętą taka, jaka jestem (sic!). PRZECIEŻ TO WSZYSTKO KWESTIA ORGANIZACJI, czemu nie dajesz rady? postaraj się bardziej. no już, wstawaj. chorowałaś już tydzień, jak to jeszcze nie jesteś zdrowa? idziemy do pracy, bez przesady, dwa ibupromy zatoki i jazda. nie zamówiłaś jeszcze rajstop do kostiumu na tańce? no co ty, przecież wszystkie inne matki (bo przecież nie ojcowie) już zamówiły. dalej chce ci się leżeć i płakać? leżysz już od godziny, ogarnij się, dzisiaj ty robisz obiad.

i tak dalej.

A Ty? Zamknij teraz na chwilę oczy i spytaj siebie w środku, z ręką na sercu: gdzie sama sobie mówisz „to kwestia organizacji, postaraj się bardziej, przecież inni dają radę”? Jak chcesz, to się tym ze mną podziel, jestem bardzo ciekawa… czy też tak masz.

Jestem mega wdzięczna sobie, że to zauważyłam i przyszpiliłam. BARDZO pomógł mi w tym „brakujący puzzel” spektrum autyzmu i ADHD – wreszcie wiem, dlaczego tak bardzo nie mogę „jak inni”, choćbym tu kurwa na rzęsach tańczyła. Twój brakujący puzzel może być inny, możesz go nawet nie rozpoznać albo nigdy nie poznać – and that’s fine. To nie jest niezbędne, żeby zacząć dawać sobie więcej łagodności <3 Żeby zacząć przyjmować siebie taką, jaką jesteś, i reagować na swoje potrzeby, preferencje, emocje itd… „aha, tak mam”. And embrace it.